Drogi Widzu, podczas świadczenia usług przetwarzamy dostarczane przez Ciebie dane zgodnie z naszą Polityką RODO.
Kliknij aby dowiedzieć się jakie dane przetwarzamy, jak je chronimy oraz o przysługujących Ci z tego tytułu prawach.
Informujemy również, że nasza strona korzysta z plików cookies zgodnie z Polityką cookies.
Podczas korzystania ze strony pliki cookies zapisywane są zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
W każdej chwili możesz wycofać zgodę na przetwarzanie danych oraz wyłączyć obsługę plików cookies, informacje
jak to zrobić przeczytasz tutaj i tutaj.
Nowe Horyzonty 2016: Nagroda Publiczności (Zdobywca Michał Marczak);
Sundance 2016: Nagrody Reżyserskie (Najlepszy zagraniczny reżyser filmu dokumentalnego- Michał Marczak)
Czas trwania
100 minut
Dystrybutor
Kino Świat
Krzysiek kończy trwający pięć lat związek z pierwszą dziewczyną i przeprowadza się do mieszkania najlepszego kumpla, Michała. Obaj rzucają się w wir nocnego życia, od kameralnych "domówek" przez imprezy klubowe i plenerowe festiwale. Nie przejmują się niczym, nie ustając w pogoni za znalezieniem swojego miejsca w życiu. Ze szczerych rozmów, całonocnych zabaw i wędrówek wyłania się obraz marzeń, ale także lęków i frustracji. Nagłe pojawienie się w ich życiu byłej dziewczyny Michała - tajemniczej Evy, wystawi ich przyjaźń na próbę. Pulsująca w rytmie uczuć i muzyki historia opowiedziana zostaje z perspektywy przyjaciół uwikłanych w miłosny trójkąt.
Jest taki film Andrzeja Barańskiego "Nad rzeką, której nie ma", który w o wiele subtelniejszy sposób pokazuje moment przejścia z młodości w dorosłość na przykładzie pokolenia końcówki lat '50 XX w. Film Michała Marczaka kończy się podobnie jak tamten obraz - piosenką Piotra Szczepanika "Żółte kalendarze" - ale wypełniony jest przypadkowością, której zapewne dużo trzeba było nakręcić, żeby w ogóle coś zmontować. Historia jest idealnie przeklejona z obrazu Barańskiego. Jeśli chodzi o uchwycenie "wszystkich nieprzespanych nocy" w sensie wizualnym, cóż... Francuzi robią to lepiej (polecam genialny operatorsko "Bang Gang"). Broni się tu muzyka (klubbing, lata '50 we wspomnianej końcówce i bajki z dzieciństwa - Pocahontas karaoke), ale to nie dziwne, bo cały obraz Marczaka na niej jedzie. Gdyby te 100' pozbawić muzyki ostałoby się kilka ładnych panoramicznych zachodów/wschodów słońca ze zgrabnym chłopcem, a w tle kilka wysokościowców w Warszawie. I nie... ten film nie jest "subwersywny", czy też "krytyczny" wobec pokolenia "after '89". Jest wobec niego bezsilny. Ze słabymi postsynchronami, operatorem kamery odbijającym się w szybach, przypadkowymi przechodniami zagapionymi w kamerę (nie wierzę w bajanie o płynnej granicy pomiędzy fabułą i dokumentem, srsly?) nie zbuduje się "pokoleniowego" filmu. Można niechcący to pokolenie tylko ośmieszyć, a na takie "podsumowanie" ono nie zasługuje. Next pls!